Zapraszam na kolejny przedpremierowy fragment mojej książki, tym razem rozmowa z Bogusławem Chrabotą, naczelnym dziennika Rzeczpospolita
Potraficie milczeć? Dzisiaj sobie trochę pomilczymy. Wiecie, że podczas wystąpień publicznych pauzowanie jest bardzo ważne?
Bywam często na konferencjach, nie tylko prasowych, ale i branżowych, rozmaitych spotkaniach szkoleniowych. Niezmiennie się na nich nudzę. Zazwyczaj dlatego, że ludzie mówią jak mówią, nawet jeśli są specjalistami z najwyższej półki. I wtedy…uruchamia się we mnie trzpiot, który mi szepcze do ucha: poprzeszkadzaj, zadaj pytanie…
Może to starość, może zmęczenie, może osłuchanie, ale kiedy ktoś mówi nudno, to zasypiam po około 5 minutach. Po prostu śpię. Podobnie w salach konferencyjnych. Jak ktoś gada w nieskończoność, to naprawdę zasypiam. Jestem miłośnikiem krótkich form, zwłaszcza w radiu. Jako gość lubię podczas audycji zamieszać. Sprzedać jakąś niespodziewaną figurę. Taką, która spowoduje, że ludzie, którzy słuchają natychmiast skupią się na tym, co mówię.
Od czego Pan zaczyna?
Nawiązuję od razu do czegoś konkretnego, np.: do tego, o czym przed chwilą mówił rozmówca, troszeczkę łapiąc go za słowo, wkładając kij między szprychy. Po to, by ludzie poczuli, że coś się dzieje. Już w trakcie rozmowy często operuję skrótowymi figurami retorycznymi z pogranicza żartu. Jednak, kiedy chcę wypaść poważnie to podaję dane statystyczne. Uwaga! Każdy zapamięta jedną liczbę! To są w pełni uświadomione rzeczy, które pozwalają mi utrzymywać uwagę , ale też nie spowodują, że słuchacze będą się czuć zagadywani. Mam dobrze przemyślaną logikę wypowiedzi, rozłożoną na 2 minuty, po to by w pewnym momencie spuentować, ale ta puenta też musi być czytelna. Czasami jest to rondo, czyli kończę tezą, od której zacząłem . To jest banalny chwyt, ale odbiorca komunikatu myśli: facet wie o czym mówi, zaczął i skończył od tego samego.
Jak wypędzić z języka te paskudne yyy, aaa, mhmmm….?
Najlepiej nagrywać rozmowy, bo wtedy przy odsłuchiwaniu wyraźnie słyszymy to mhmm, mhmmm, mhmm.
Jaki to jest komunikat dla rozmówcy?
Odbiorca odbiera to tak: rozumiem, rozumiem, rozumiem, ergo nie jestem idiotą, rozumiem, ergo nie miej mnie za idiotę, bo rozumiem. To jest coś, co narusza równowagę między rozmówcami. Ten, kto przytakuje jest słabszy: zgadzam się, mhmm, mhmm, jestem słabszy.
A to najstraszniejsze, czyli yyy…?
YYY to typowy dźwięk przystankowy. Używamy, go by wypełnić czas, który – mamy wrażenie – bardzo się wydłuża, gdy próbujemy się skupić, czy znaleźć właściwe słowo. Jedni używają dźwięku „yyyy”, drudzy wspomagają się słowem „jakby” (lub zbitkami „na przykład”, czy „pod tytułem”). Niezależnie od niekończących się powtórzeń, słowo „jakby” niesie też fatalny komunikat o relatywizowaniu rzeczywistości. Odbiorca odbiera to w ten sposób, że mówiący nie jest do końca pewien tego, co mówi co mówi. W ten sposób zamiast faktu mamy „jakby fakt”, zamiast poglądu „jakby pogląd”, czyli takie rzeczywistości zastępcze. To jest dowód, że człowiek nie jest pewny swego. Tym samym już mi otwiera drzwi do ataku, jestem go w stanie wtedy przygwoździć. Zabijam go w 20 sekund. I mam szeroko otwarte drzwi do własnej argumentacji. Yyy wynika z braku umiejętności koncentracji. To brak warsztatowy. Dowód nie panowania nad tym, jakie dźwięki wychodzą z ust i na to najlepszym lekarstwem jest cisza sceniczna. Jeżeli potrzebuję chwili skupienia, koncentracji, to robię kropkę. Zatrzymuję się, łapię myśl i idę dalej.
Nauczenie się tej ciszy scenicznej jest najtrudniejsze.
Tak, jest to trudne. Poza tym nie zawsze człowiek jest w formie. To jest jak z grą w tenisa, jest się w formie bądź nie. Jak człowiek jest w dobrej formie, to te wszystkie elementy warsztatu kontroluje. To tak jakbyśmy chcieli prowadzić samochód po kilku kieliszkach, nie opanowujemy wszystkiego, prawda? Jeżeli nie jesteśmy w formie, lepiej nie podejmować ryzyka kontaktu. Lepiej odpocząć.
[…]
No Comments