Kolejny fragment mojej książki „Rekiny biznesu w mediach”. Henryka Bochniarz w rozdziale „Retoryka fair play”
Czy istnieje coś takiego jak retoryka fair play i czym ona może być dla lidera biznesu? Czy lider musi dostosowywac się do formatu agresywnych, nastawionych na ring mediów? Co jest najważniejsze w budowaniu relacji z mediami dla rekinów biznesu? O tym rozmawiam w książce z Henryką Bochniarz, liderką polskich przedsiębiorców. Zapraszam Państwa na fragment tej rozmowy, ale i na stronę publikacji: http://aleksandraslifirska.pl/rekiny-biznesu/.
[…]
Czy rozmowy medialne można rozgrywać na zimno?
Myślę, że można i są tacy, którzy tak robią. Ja potrzebuję emocji. Przy wywiadzie, od którego Pani rozpoczęła rozmowę, emocje odgrywały znaczącą rolę. Pytania dziennikarza, które powodują, że krew zaczyna szybciej krążyć, zmuszają do innego myślenia. Ścieranie się poglądów ma ogromną wartość. Zwykle obracamy się wśród ludzi podobnych do nas i podobnie myślących, tylko że wtedy trudno o refleksje wykraczającą poza utarte ścieżki. Uważam, że warto konfrontować swoje poglądy z innymi, nie ulegać schematom. Kontakt z dziennikarzami różnorakich mediów to umożliwia. Ja mam swoją rację, ale ciekawią mnie też racje innych. Intryguje mnie ogromnie dlaczego dziennikarz tak, a nie inaczej myśli, czy coś wynika z jego własnych obserwacji, czy stoi za tym jakaś ideologia i kurczowo się jej trzyma; czy zadaje pytania, bo chce mnie zirytować i liczy na to, że dam się sprowokować? Trzeba znaleźć złoty środek. Podczas takich rozmów są momenty, kiedy chcę się powiedzieć „żegnam”. Ale po wywiadzie lider mówi jednak życzliwie „do widzenia”. Tak na końcu, jak się jest konsekwentnym, to nawet najbardziej uparty dziennikarz daje się przekonać do pewnych argumentów i bywa, że mówi rzeczy, których nigdy by wcześniej nie powiedział. Gdzieś osiągamy kompromis. Nie uważam się za osobę konfrontacyjną. Dlatego nie podchodzę do wywiadów jak do rozgrywki. Traktuję je jako możliwość głośnego wypowiedzenia swojej opinii. Udział w rozmowie-polemice sprawia, że myśli są w ruchu.
Jak uniknąć w dobie tak konfrontacyjnych mediów budowania swojego profilu poza takim formatem? Czy to jest w ogóle możliwe? Czy można w takich dyskusjach wygrywać będąc po pierwsze niekonfrontacyjnym i po drugie wygłaszać mało popularne opinie?
To tylko kwestia wyboru. Jestem tam, gdzie ludzie mogą usłyszeć argument, a nie kłótnię. Muszę mieć pewność, że ludzie zapamiętają przesłanie mojej wypowiedzi, a nie to, że w tle dyskusji, ktoś rzucał się interlokutorowi do gardła. Taki format rozmowy jest dla mnie nie do przyjęcia. Wykrzyczane setki nie są w moim stylu. To jest wiedza, którą wyniosłam z kampanii prezydenckiej. Wprawdzie wiedziałam, że konfrontacyjna narracja dominuje w polskich mediach, ale dopiero zetknięcie się z prawdziwym wyzwaniem, uświadomiło mi, że absolutnie nie nadaję się do głoszenia populistycznych haseł. Nie wyobrażam sobie siedzieć obok kogoś, kto wykrzykuje mało lotne bon moty, których pożądają tłumy, a ja muszę się przez to przebić, wykrzykując jeszcze głośniej swoją misję, która nota bene i tak nie wybrzmi, bo tło będzie dla niej nieadekwatne. Oczywiście jeżeli sprawa jest naprawdę ważna, to natychmiast się zmobilizuję, ale są to bardzo rzadkie przypadki. Przypominam sobie jeden z programów telewizyjnych w prime time’e, podczas którego udało mi się wygrać na argumenty z głośno krzyczącymi górnikami. Było to w programie o strajku w telewizji publicznej, który prowadził Kamil Durczok. Do Warszawy przyjechała cała delegacja śląskich buntowników i orędowników starego porządku. Byli ubrani w swoje wizytowe stroje, mundury i czapki z pióropuszami. Zaznaczali swoją dominację na każdym kroku. Wcześniej wypowiadałam się już w ich sprawie, więc wiedzieli co myślę i powtórzę w programie. Byłam ich wrogiem publicznym nr 1. Sam redaktor Durczok był pełen obaw i nawet starał się mi pomóc, mówiąc: niech się Pani nie boi, jakoś damy radę. Jak już doszło do rozmowy, to okazało się, że strategia trzymania się argumentów, a nie teatru krzyków i haseł, zadecydowała o mojej przewadze w komunikacji. I to w programie, który miał formułę pojedynku. Pomogło mi pewnie też to, że jestem kobietą, więc nie wylali na mnie całego asortymentu charakterystycznych fraz. Kluczowe było jednak przekonanie o swoich racjach i wyszłam z sytuacji zwycięsko. Możliwe jest zatem komunikowanie się w takiej konwencji, ale to nie jest moja bajka. To dialog –moim zdaniem – daje ludziom wzajemne korzyści, ale i szansę, by pięknie się wyróżnić.
[…]
Źródło: Aleksandra Ślifirska, Rekiny biznesu w mediach. Sztuka tworzenia profilu publicznego”, wyd. PWN, Warszawa 2016.
No Comments